Będąc na fali oprawiania kamieni wpadła mi w ręce bryła malachitu. Piękny, surowy, wielki okaz. Prawdziwy nie jakiś prasowany przemiał. Zabierałam się do niego przez dwa lata jak pies do jeża. Wielkość i nieregularny kształt sprawiają, że trudno się go oprawia. Ale nadszedł impuls i szybko go wykorzystałam. Surowy kamień z jednej strony ociosany, z drugiej jakby oderwany od skały ukazujący krystaliczną strukturę - prosta, wręcz siermiężna, nieprzytłaczająca oprawa.
Komfort noszenia jak młyńskiego koła u szyi.
 |
Kerry-M, to jest ta latarnia w całości |
eh.. i ah... piękne!
OdpowiedzUsuńco tu robić w wolnej chwili, jak nie pobuszować choć troszkę w twórczości znajomych i nasycić wzrok takimi zjawiskami!
buziaki
A widzisz! wykazałam czujność korzystając ze sterowania ręcznego ;-)
OdpowiedzUsuńTaki kamol! No!! cudo...
Mam takiej surowizny trochę w domu, ale nawet nie myślałam, żeby oprawić... noszę w torebusi jako to koło młyńskie...
A tu oprawa niedominująca, nie fikuśna, wystaczająco nośna ;-) Masz, kobito, talent!
Aha, jeszcze ps: niezłą latarenkę Kerry-M. wypatrzyła ;-)
OdpowiedzUsuńI w ogóle... cudnie...
Wielki jest ale bardzo mi się podoba. Może właśnie przez to... i oprawa wyszła idealna.Przyzna, że nosiła bym go z chęcią tylko może na rzemieniu.Ciężko powiedzieć oglądając zdjęcia. Ale wrażenie robi duże :) i jak najbardziej pozytywne :)
OdpowiedzUsuńLubię takie "okazy". Ma przepiękny kolor, porywam :)
OdpowiedzUsuńCzasem tak jest, że musi nadejść odpowiedni czas, nic na siłę. I oto nadszedł, super! Też tak czasem mam. Pozdrawiam.
PIękny okaz...lubie duże okazy na szyji...
OdpowiedzUsuńZawieszka przepiekna. Rzeczywiście takie surowe piekno. Dziekuję za fotkę latarenki, jest urocza.
OdpowiedzUsuń